Minął więcej niż rok życia zgodnie z nową piramidą żywieniową a raczej dietą South Beach. Nawet trudno to nazwać dietą. Pełnoziarniste zamiast pszennego, trochę uwagi przy zakupach :) Nie mam problemu z wyborem jedzenia, nie nakładam odruchowo ziemniaków na talerz, nie analizuję, że coś tracę, że jestem "na diecie". Nie rzucam się na słodycze jak kiedyś a gdy mam doła nie zajadam go.
Dziś zdecydowałam się oddać za wielkie już ciuchy. Bo przecież nie zamierzam do nich wrócić, prawda? To dziwne, kiedy obcy ludzie drążą, ile zrzuciłam i jak. Nie wiem, co mam mówić i ciężko mi przyjąć komplementy.
Gdy podjęłam decyzję, że koniec, tak dalej być nie może, wierzyłam, ale tak nie do końca. Wykorzystałam "zamrażanie intencji" w ciężkich chwilach. Dałam radę. Do dobrej wagi sporo brakuje, ale nie martwię się tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz